Chrzest w Jordanie, akryl, 150x320cm, 2009 rok
Tondo, akryl, olej 100x81 cm, 2009 rok Antek-plakat, akryl, olej, 100x81 cm, 2009 rok

Zostaliśmy zaproszenie - Klub Performance - do występów 24 kwietnia 2009 roku na wystawie Żebro Ewy w Galerii 13 muz w Szczecinie. Wystawa miała być maskulinistyczna - tylko silna płeć i męskie tematy.  Ponieważ nurt feministyczny oferuje zmysłowość i ciała - też to pokazałem w kiepskim starszomęskim wydaniu. Tekst, co jest poniżej, leciał na ekranie przez 20 minut z towarzyszeniem muzyki, którą pomógł mi zrobić mój syn Antek Rylke. Ja zachowywałem się do słów ody. Spuściłem elegancki smoking, który dostałem kilka dni wcześniej od Janusza Duckiego. Potem rozmazywałem po zabytkowej podłodze tanie jedzenie i kartoflaną wódkę; darłem drobne banknoty i podpalałem je jak rozkapryszony dziad. Wreszcie próbowałem zespolić główkę kupionej kilka godzin wcześniej za 3 i pół złotego lalki z indyczymi szyjami i wołowej pręgi, co było wyjątkowo obrzydliwie. Ponieważ nie miałem więcej pomysłów, to się wziąłem za sprzątanie - zajęcie bardzo upodlonego faceta. Wyszło dobrze, moim zdaniem, bo nie spełniłem oczekiwań, żeby być męskim analogiem płci słabej. Generalnie byłem słabszy.

Zdjęcia Janka Piekarczyka

Turpistyczna oda

Kamień i cierpienie

 

Jeśli do kamienia

Dodamy cierpienie

Wyjdą nam siniaki,

Ręka, ząb wybity,

Czarne podniebienie.

Cóż więc zobaczymy

Jeśli do męskości

Dodamy szczecinę.

Musi zdjąć ubranie,

Bo ono przykrywa

Ciała ich brzydotę.

Ma być rozebrany

Tak jak każde zwierzę

No i ma chorować!

Powinien się posrać

Po każdym jedzeniu

Kiedy zje do syta.

Powinien się zżygać

Kiedy się jakiegoś

Napitku napije.

Powinien chorować!

Towarzysz Ksantypy

Która go nie znosi,

Bo w słabiźnie słaby.

Pieniędzy też nie ma.

Jak je otrzymuje,

To i tak zmarnuje.

I niechaj choruje!

I powinien cierpieć

Za grube miliony,

Których nie dostanie

Bo za głupi na nie.

Biedę musi cierpieć

To jest jego karma,

Która ma go karmić.

I musi chorować!

Trzeba mu przydzielić

Kilku kuratorów

(najlepiej kobiety)

Żeby krzywd nie zrobił

Sobie albo innym

Bo jest taki głupi.

A do tego chory!

Niczemu co powie

Nie możemy wierzyć.

Bo tylko mądrzejsi

Mogą o tym wiedzieć

Żeby to opisać

Albo opowiedzieć

W kręgu ludzi sztuki,

Gdzie nikt nie choruje!

Gdzie artystów nie ma

Tych parszywych zwierząt,

Które narzekają,

Że zdrowia nie mają.

Formę wymyślając

Nerwy nam szargają

Chorobę zmyślają!

Za te nasze nerwy,

Damy mu górala.

Niechaj się odwala.

Za dobra dla niego

Kominkowa sala

Niech idzie do chlewa.

Jebie się cholera!

Lecz cywilizacja

Też ich potrzebuje

Jak ustępu w domu

Na złe ekskrementy.

Bo pamiętać trzeba,

Że zwierzęca dusza

Może się obudzić

I poczciwca złudzić.

Może go skołować

Mózg mu opanować

Zmysłowość obudzić

I chorobę zbudzić!

 

 
Performance powtórzyłem na corocznym sympozjum (tym razem było to XIX Ogólnopolskie Sympozjum Sztuk Wizualnych - Aktualność i ponadczasowość w sztuce) w sierpniu w Skokach. Nie miałem smokingu i nie planowałem wystąpienia, więc tylko kupiłem za 4 złote koszulę w lumpeksie. Pełzałem po stole i skiepszczałem się rozmazując jedzenie, co w Wielkopolsce nie jest dobrze widziane. Robiłem to na stole więc wyszło trochę scenicznie i była dyskusja, czy performance to taki prymitywny teatr. W dyskusji zgodzono się, że teatr to wysoki poziom a w performance poziom nie odgrywa roli, bo jest, jak jest. Generalnie wyszło nieźle chociaż musiałem wyrzucić koszulę i spodnie. Jedzenie też trzeba było wyrzucić. Dobrze, że chociaż zostało trochę wódki "ojczystej".
Kolejny performance wykonałem na otwarciu wystawy: Kultura Niezależna 25 lat później w Galerii U Jezuitów w Poznaniu. Wystawa była trochę testem, czy pokazywani artyści, wystawiający ćwierć wieku temu w mojej pracowni, dystansujący się od komunistycznej junty wojskowej na usługach Rosji zachowali niezależność. Niezależność w czasach trudniejszych w wyborze, bo miękkich, spolegliwszych. Performance trochę nawiązywał, bo był to czas nie tylko stanu wojennego, ale też wojen gwiezdnych z ich negatywnym bohaterem Lordem Vaderem, nawróconym na łożu śmierci. Performance nazywał się: Nawrócenie Lorda Vadera. Wykorzystałem niektóre gadżety z poprzednich performance: domek Barbie, który pokazywał współczesne odniesienia (nepotyzm, patriotyzm, unizm i globalizm), głowę ukrzyżowanego Chrystusa z wykonanej w ubiegłym roku rzeźby. Dodałem nowe: płaszcz i hełm Vadera, kominiarkę wykonaną z nogawki od kalesonów i chustę-arafatkę. Ubrałem się w pudle, co było wyczynem i powoli z niego wyszedłem. Robiłem to bardzo wolno - zwolniony film jest kanonem w filmach - horrorach. Potem powiesiłem głowę i ubrałem ją w arafatkę. Potem nastąpiło nawrócenie zaakcentowane zdjęciem hełmu i odsłonięciem uśmiechniętej kominiarki. Nawrócenie podkreśliło złożenie kwiatów sanseverii, które kupiłem na targu - trzymały skalę wielkiej barokowej sali wysokości 8 metrów. Potem wlazłem spowrotem do pudła, gdzie się rozebrałem do ubraniu. Kolejny wyczyn zaakcentowany rozdeptaniem okularów. Zdjęcia Janusza Duckiego
Następna okazja do występów zdarzyła się w Kolibkach - to znaczy w Gdyni Orłowie, w parku naprzeciw Klifa. 24 maja miał tam się odbyć plener rzeźbiarski i "piknik ze sztuką", na którym miałem zrobić warsztaty performance. Przy okazji chciałem zrobić ogródek muzyczny: kwiatki na kijach, do każdego kija przyczepione migające światełka rowerowe i adekwatna muzyka. Mimo, że z góry zapłaciłem przez allegro, to światełek do dzisiaj nie dostałem i musiałem kombinować. Zacznę od warsztatów. Opracowałem scenariusz - teraz go zgubiłem i muszę odtwarzać. Brzmiał on tak:

Na początku

wprowadzenie.

Po nim, żeby wyjść z Realu

powolne chodzenie.

Do sąsiada zapukać,

w ciszy wejrzeć mu w oczy,

wejść w intymną przestrzeń;

z niej w krajobraz wskoczyć.

Tai- chi go pomacać

i zagrać słuchając

co się obok dzieje.

Uważnie się rozejrzeć,

oddechem poprawić,

I zacząć formę budować

z siebie i obok siebie.

Na koniec się zamaskować

być główną osobą

i poperformować.

Poprzedniego dnia zrobiłem ogródek. Ogródek był z kwiatków na kijach. Ponieważ nie było muzyki na końcu, musiałem go zakończyć jakimś polem. Kije były pierwotnie podstawą pochodni, więc miałem pochodnie a kamieni był cały stos. Żeby zakończyć zrobiłem na końcu przeszkadzajkę, takie pole minowe. Jedną pelargonię mi podpieprzyli więc uznałem, że można na kiju zatknąć głowę, jak na płaskorzeźbie przedstawiającej park Assurbanipala. Jednym słowem zrobił się Park Lorda Vadera. Na zakończenie performatywnych warsztatów założyłem hełm Vadera i poszedłem powiesić głowę na ostatnim kiju i pozapalać pochodnie. Zobaczyłem, że przez dziurki w hełmie widać tylko pelargonie, więc zakładałem wchodzących do ogródka hełm mówiąc, że to ogród Vadera i tylko w hełmie można go oglądać. Był dostatecznie ponury, żeby to uwiarygodnić. Niżej kilka zdjęć Beaty Gawryszewskiej, bo ja zgubiłem aparat ze swoimi zdjęciami. Filmik Marty Miłosz.

   
Hełm Lorda Vadera znalazł jeszcze raz zastosowanie, kiedy w grudniu 2009 studenci postanowili zrobić zajęcia z performance w naszym blaszaku na starym Ursynowie. Podłączyłem się, jako ich nauczyciel i na ten temat było performance. Był duży Vader, reprezentujący kadrę i mały Vader, reprezentujący studentów (trzymam go w garści). Ale przedtem pełzłem do niego po stole pokrzykując i ścierając ze stołu zygzaki napisane specjalnym nauczycielskim ścieralnym flamastrem. Miało to odzwierciedlać proces dydaktyczny myślę, że trafnie, sądząc z uśmiechu pań studentek.